Ustawcie głośność na maksa.
Czy w tym momencie musimy przytaczać całą sagę związaną z wydaniem “Szklanek”? Utworu, który sprawił, że popularność jednej z marek alkoholowych w naszym kraju wzrosła rzekomo kilkukrotnie, a sama Leosia stała się jedną z najpopularniejszych artystek w Polsce? Może warto dopisać małe post scriptum, bo kurz, mimo wirowania w powietrzu przed długie miesiące, zdążył już finalnie opaść. Moim zdaniem jest to całkiem fajny utwór. Faktycznie, ma mankamenty. Wokal mógłby być zmiksowany trochę lepiej, delivery wokalistki nie zawsze jest przekonujące, czasem nawet trochę sztuczne. Ale “Szklanki” to triumf muzyki dostępnej dla każdego. W czasach, w których co drugi popularniejszy youtuber musi rozpocząć karierę rapową, Leosia swoim bangerem pokazała, że można to zrobić w sposób autentyczny. Bo jej hit do wyciągnięcie ręki do wszystkich i zakomunikowanie: “Tak, ja nagrałam ten numer, ale to znaczy, że ty też możesz”. Dla mnie to szczery triumf egalitaryzmu. Nawet jeśli dla wielu osób trąci to infantylizmem.
I tak docieramy do pierwszego post-szklankowego singla w karierze Leokadii – “Jungle Girl”. Do młodej MC i DJ-ki dołączył jej mentor i dobry kumpel Żabson. Internaziomalski parostatek płynie spokojnie przed siebie i zaprasza na imprezę. I proste wyznaczenie celu tego numeru oszczędzi dużo niepotrzebnych dyskusji. Young Leosia nie będzie zbawiać sceny. Jest zainteresowana dobrą zabawą. I to wystarcza, bo wielu polskim artystom brakuje jaj do realizacji tego prostego założenia. Wszyscy chcą więcej, szukają ogólnych prawd i podszywają się pod autorytety – w rezultacie najczęściej plotąc totalne kocopały. Ale Leosia nadal siedzi w tym samym klubie i teraz faktycznie może się w nim bawić. Hulanka przyspiesza tempo.
“Jungle Girl” to popis w dziedzinie, nasączonego wpływami z całego świata, hip-house’u oraz hyperpopowego, futurystycznego lukru. Nieco odhumanizowane flow Leosi, w połączeniu ze specyficznym miksem wokalu, nadal może wydawać się polaryzującym aspektem jej twórczości. Dla mnie osobiście tylko i wyłącznie zbliża ją do zostania muzą polskich Dannych L. Harle’ów i A.G. Cooków, którzy w końcu niedługo się objawią. Czy unoszący się tu duch PC Music to dzieło wielu zbiegów okoliczności czy totalnie świadoma inspiracja? Nie mam pojęcia. Ale w pełni satysfakcjonuje mnie bezpośredniość środków oraz produkcja duetu Palmmanny, który pokazał się tu z nowej strony. Czy “Jungle Girl” będzie późnym hitem lata czy nieudanym sequelem do najbardziej niespodziewanego przeboju roku? Za dużo stawiam chyba tych pytań. Ale bardzo chciałbym, by masowa publika to łyknęła, bo być może będzie to stanowiło kolejny w krok we właściwym wypoziomowaniu tego, co w Polsce może być popem. Albo przynajmniej, by po każdym “Ale jazz” mogło się pojawić “Jungle Girl”.